Trzy podstawowe elementy ("kolumny") programu nauczania. |
Z moich obserwacji wynika, że egzamin skupiony jest bardzo często wyłącznie na jednym filarze - wiedzy, pomijając dwa pozostałe aspekty. Często studenci rozliczani są wyłącznie z tego, ile wiadomości są w stanie wchłonąć. Szczególnie widoczne jest to w nauczaniu anatomii: ci z lepszą pamięcią są premiowani, a ci, którzy nie są w stanie zapamiętać olbrzymiej ilości informacji w krótkim czasie są karani.
Co ciekawe (i dziwne) zarówno studenci jak i prowadzący zajęcia uważają, że tak powinno być!
- Z perspektywy studenta praktyka pokazuje, że można nauczyć się (zapamiętać) więcej, niż początkowo mogłoby się zdawać. I zaliczyć egzamin.
- Z perspektywy prowadzącego praktyka pokazuje, że student "przyciśnięty do muru" jest w stanie zapamiętać i odtworzyć gigabajty regułek, nazw, twierdzeń... I w końcu, zaliczy egzamin.
Aby ocenić wszystkie "trzy filary" trzeba zmodyfikować sposób egzaminowania i zrezygnować z testu z jedną, "najlepszą" odpowiedzią. Poniżej propozycje egzaminów innego typu.
Pytania z krótką odpowiedzią
Ostatnio na Facebookowej stronie zadałem serię pytań anatomicznych:Zadanie: Przebijamy się igłą z jamy opłucnej do komory prawej serca. Wymień w kolejności przebijane warstwy i/lub przestrzenie.Zadanie: Okolica kroczowa jest ograniczona przez...Zadanie: Opisz drogę cząsteczki dwutlenku węgla z pęcherzyka płucnego do jamy nosowej.Są to pytania otwarte. Najciekawsze w nich jet to, że na każde z nich można udzielić kilku poprawnych odpowiedzi. W tym miejscu zachęcam do poeksperymentowania, gdyż część z nich wciąż czeka na rozwiązanie. Mimo, że odpowiedzi będą różne, to każda z nich jest potencjalnie poprawna.
Pytania tego typu nie są tak sztywne jak pytania testowe, bo skupiają się na odpowiedziach studenta, a nie pytającego. Zauważ, kto w rzeczywistości odpowiada na zadane pytanie w teście zamkniętym?
Pytania z krótką odpowiedzią mają tę zaletę, że prowadzący jest już w stanie wyciągnąć więcej informacji o sposobie rozumowania studenta, a nie wyłącznie o tym jaką wiedzę posiada.
Egzamin ustny
Jeszcze lepszą formą egzaminowania od wypowiedzi pisemnych "na czas" wydaje mi egzamin ustny. Spośród setek zagadnień student losuje trzy pytania i w ustalonym czasie, np. 5 minut/pytanie odpowiada na nie. Prowadzący dopiero po skończeniu wypowiedzi/czasu wypowiedzi ma prawo przerwać albo zadać dodatkowe pytania. Te 5 minut/pytanie to podstawa do oceny. Nie to, jaka odpowiedź padła na pytanie dodatkowe.Trudno jednak egzaminować parę setek studentów ustnie. Dodatkowo egzamin tego typu jest klasycznym przykładem "akademickości" w niezbyt przyjemnym znaczeniu tego słowa. Sytuacja jest formalna; relacje z góry ustalone na "komisja- student " w niezdrowej relacji "my wiemy lepiej - wy studenci wstydźcie się, że tylko tyle umiecie". Taki egzamin to wyłącznie generator sztucznego stresu.
Esej "nadprzedmiotowy"
Forma pisemna w formie eseju interdyscyplinarnego, "nadprzedmiotowego" sprawdza wiedzę z danego zagadnienia, ale z różnych punktów widzenia: np. z embriologii, histologii, biochemii, kliniki, zagadnień społecznych i psychologicznych... Sprawdza nie tylko wiedzę, jaką student jest w stanie opanować, ale przede wszystkim umiejętność doboru i interpretacji faktów, zarządzania czasem, umiejętność syntezy, analitycznego myślenia, logicznego doboru faktów. Dodatkowo sprawdza umiejętność redagowania tekstów naukowych.Jakikolwiek esej ciągle nosi znamię akademickości - jest formą egzaminowania. Jednocześnie pisanie tekstu naukowego jest ważną umiejętnością absolwenta wyższej uczelni.
Rozmowa
Najwyżej oceniam relacje mistrz-uczeń. Rozmowę na różnorodne tematy ze studentami w mniej formalnej atmosferze. Na przykład na kawie o splocie ramiennym albo o problemach matki dwójki dzieci skarżącą się na chroniczny ból pleców. Niemożliwe? A jednak zdarza się w rzeczywistości. Ale nie jest to już egzaminowanie na ocenę. To już ocenianie innego typu - formatywne, w przeciwieństwie do wszystkich powyższych będących zazwyczaj przykładem oceniania sumatywnego. Sumatywne, czyli na ocenę, niezbędne do tego, aby "zaliczyć" przedmiot, semestr czy rok.Ale kto jest Mistrzem, a kto Uczniem? Zależy od sytuacji. Zarówno prowadzący jak i studenci powinni przyjmować obie role. |
Metoda ta wymaga wielkiej odpowiedzialności ze strony prowadzącego jak i studentów. I raczej nie jest stosowana na pierwszym lub drugim roku studiów licencjackich.
Problem: Absolwent z wykształceniem czy absolwent wykształcony
Ostatnio wiele się mówi o "fabrykach dyplomów": uczelniach, które produkują absolwentów. Uważam, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest właśnie niewłaściwy sposób egzaminowania. Uporczywe trwanie przy testach różnicujących, obniżane jakości pytań czy brak refleksji nad pytaniami egzaminacyjnymi nie zmienią jakości edukacji. Gdzie jest miejsce na sprawdzanie podejścia interdyscyplinarnego? Miejsce na kreowanie rzeczywistości, a nie tylko bierne jej odtwarzanie? Gdzie miejsce na wpajanie wartości?
Kto jest winny takiego stanu rzeczy?
Może zamiast szukać winnych i uprawiać nagonkę na studentów ("idioci"), prowadzących ("beton") lub system ("dziewiętnastowieczny") po prostu powinniśmy zacząć działać? Po pierwsze: zrezygnować z testomanii...
Nie ma to jak dobry z dobrą i pozytywną energią oraz prawdziwym powołaniem i pasją nauczyciel oraz chętni i pozytywnie nastawieni do zdobywania wiedzy uczniowie. Jeśli jest pozytywna energia z obu stron wtedy wszystko jest dobrze i OK
ReplyDeleteJacek
To sytuacja idealna. Wiemy jednak, że życie nie jest idealne i takie sytuacje rzadko mają miejsce. Czy można nauczyć bycia "dobrym nauczycielem"? Czy umiejętność ta zależna jedynie od osobowości? Czy da się "wykrzesać" pozytwyną energię? Czy jest to wyłącznie zbieg okoliczności?
ReplyDeleteUważam, że zawód nauczyciela (niezależnie jakiego przedmiotu) opiera się nie tylko na pasji, ale również i na umiejętnościach. Nie trikach, ale rzetelnej (podpartej na wiedzy) umiejętności nauczania. Umiejętności, którą można zdefiniować i przekazać (nauczyć) innych.
"Uważam, że zawód nauczyciela (niezależnie jakiego przedmiotu) opiera się nie tylko na pasji, ale również i na umiejętnościach. Nie trikach, ale rzetelnej (podpartej na wiedzy) umiejętności nauczania. Umiejętności, którą można zdefiniować i przekazać (nauczyć) innych." Racja
ReplyDeletejacek
http://e-masaz.pl/ - ciekawa strona dla masażystów, fizjoterapeutów. Jest tam także pozycja - Anatomia człowieka
ReplyDeletejacek
Pisze Pan: "Po pierwsze: zrezygnować z testomanii..."
ReplyDeleteNa razie tendencję mamy odwrotną. Szkoły coraz głębiej zanurzają się w testocentryzmie, coraz więcej zadań opartych jest na zero-jedynkowym kluczu. Nie liczy się sposób myślenia, ale poprawna odpowiedź.
Jak zatem podejść do problemu, by nauczyciele traktowali wiedzę jako pochodną zdolności jej zastosowania? Nie, co wiem i ile nauczyłem się na pamięć, ale co umiem z tą wiedzą zrobić.
Wcale nie jest łatwo zadawać takie pytania, za to każdy umie ułożyć test multiple choice, w którym trzeba zaznaczyć prawidłową odpowiedź.
To zadanie dla metodyków. Żeby coś zmienić potrzeba wielu krytycznie myślących osób, które będą rozumieć, że dobra szkoła powinna w pierwszym rzędzie uczyć zadawania pytań, a nie jedynie odklepywania wyucznych na pamięć odpowiedzi.
Mam nadzieję, że niedługo uda się wytłumaczyć nauczycielom , czym w istocie jest proces uczenia się, jak działa pamięć operacyjna, jak mózg łączy z sobą stare i nowe informacje i jak ważne w tym procesie jest zrozumienie. Może dzięki tej wiedzy odejdziemy od systemu testocentrycznego opartego na zamkniętych pytaniach.
Z wymienionych przez Pana form egzaminowania najwyżej cenię sobie rozmowę. W czasie rozmowy student może powiedzieć, że czegos nie wie, a mimo to dostać najwyższą ocenę. Nikt nie wie wszystkiego! Egzamin nie powiniem byc zabawa w policjantów i złodziei. Ja zawsze chcę wiedzieć, co student wie, co go zainteresowało, obudziło fascynację. Na teście nie można tego pokazać.
"Jak zatem podejść do problemu, by nauczyciele traktowali wiedzę jako pochodną zdolności jej zastosowania?"
ReplyDeleteJedną z odpowiedzi może być zmiana procesu nauczania przyszłych nauczycieli. Zamiast "wykładu na temat nowoczesnych metod nauczania" - warsztaty tematyczne. Zamiast eseju na temat historii pedagogiki - raport autorefleksyjny. Zamiast egzaminu na koniec semestru - portfolio dokonań. Zamiast podawania definicji nauczyciela i nauczania - dyskusja na ten temat i negocjowanie wspólnej definicji.
Są wykładowcy, którzy podchodzą do pracy ze studentami w ten sposób. Jest u nas na uczelni Doktor, który świetnie potrafił wytłumaczyć genetykę, mimo iż to trudny przedmiot, a egzamin był testowy, ale pytania uważam za mistrzostwo świata, ponieważ najpierw trzeba było zrozumieć treść pytania i przeanalizować je na spokojnie, a następnie porównać odpowiedzi z własną wiedzą i tokiem rozumowania... nienawidzę egzaminów testowych, ale ten był na prawdę dobry. Poza tym Pan Doktor zadaje te same pytania co roku, a mimo to żaden student nie pamięta żadnego, aby "podać dalej"- to dopiero sztuka :D
ReplyDeleteZasługa wykładowcy, że nauczył nas myślenia, a nie samych regułek i tego, żeby wklepać na pamięć wszystko co w książce.
Świetny blog i dziękuję za jeszcze większą motywację w nauce anatomii ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Oby jak najwięcej takich wykładowców! To, co zostało nazwane "nauczył nas myślenia" w dydaktyce nazywa się "zastosowanie wiedzy w sytuacjach nowych" i jest przyczynkiem do jednego z głównych celów kształcenia akademickiego - "kreowania wiedzy".
DeletePozdrawiam i życzę powodzenia! :)